niedziela, 12 maja 2013

Całun Turyński



            


                                                        Całun Turyński

Całun Turyński to najbardziej kontrowersyjny artefakt w dziejach chrześcijaństwa. Uważany jest za płótno grzebalne, którym przykryto historyczną postać – Jezusa z Nazaretu. Chrześcijanie uważają, że Całun miał kontakt z ciałem Jezusa po śmierci i jest pamiątką, kiedy Jezus zwyciężył śmierć. Jeżeli całun jest prawdziwy to przedstawia Jezusa, który przechodzi ze śmierci do życia. Wiara, że powstał z martwych jest warunkiem wiary chrześcijanina w ogóle i kluczem zrozumienia chrześcijaństwa. Filozofię tą cechuje od samego początku uderzająca nierealność, która powstała dzięki międzyosobowemu porozumiewaniu się. Według Kościoła istnieje relikt zmartwychwstania, który o tym przekonuje. Ta tajemnica jest niewątpliwie najbardziej drażliwą, kontrowersyjną i emocjonującą zagadką dzisiejszego świata. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa to tajemnica i musimy ją zaakceptować z punktu widzenia Kościoła, bo nie było świadków tego wydarzenia. „Zmartwychwstanie” pada na grunt kultury zachodnio - europejskiej i się rozwija. Z czasem powstaje doktryna religijna dla wiary człowieka. Po paru wiekach była to już teologia powstającego Kościoła (europejskiej kultury zachodu), będąca podstawą moralną uniwersalizmu cesarskiego i papieskiego, który oznacza wspólny ludziom wzorzec myślenia i są to pojęcia feudalistyczno - imperialistyczne. Filozofia jest jednym ze sposobów przekazywania swojej kultury. Istoty ludzkie tworzą nierzeczywiste teorie. Według tego cuda się zdarzają i ludzie chcą w te cuda wierzyć. Nie chodzi w tym przypadku o realizm, ale o przesadyzm. Za tym może się kryć ewolucyjna walka o przetrwanie człowieka. Proces umysłowy pociąga za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji z istniejącymi już ideałami i koncepcjami. Ktokolwiek, zatem atakuje lub pomniejsza pełną wiarę w zmartwychwstanie Jezusa, automatycznie kwestionuje powszechność Kościoła, podważa jego najgłębsze pojmowanie siebie samego i swego założyciela. Jeżeli zmartwychwstanie oznacza cokolwiek mniej, Kościół nie może już uważać się za świadka ostatecznego i pełnego. Nie może się uważać za wspólnotę, która widziała „ostatnie dni” i która posiada, zarówno jako naturalne następstwo tego faktu, jak i z bezpośredniego polecenia swego założyciela, powszechną misje wobec wszystkich ludzi aż do końca czasów.

 Kościół przez „zmartwychwstanie” Chrystusa chce udowodnić, że katolicyzm jest religią prawdziwą. To jest piękna teza. Wszyscy chrześcijanie życzyliby sobie, żeby tak było, bo mogliby mieć żyć wiecznie. Religia wiąże się z pojawieniem społeczeństwa hierarchicznego. Filozofia oparta na autorytecie człowieka ma skłonność do błędów, pomyłek, niepewności i nie jest wiarygodna i kompletna. Patologia religii jest najbardziej poważnym schorzeniem rozumu, który nie może sobie uzurpować władzy nad człowiekiem. Religia w państwie to forma najwyższej kontroli umysłu, jest manipulacją strachu i winy, aby kontrolować człowieka. W ten sposób grupa ludzi (stado) jest kontrolowane przez jedna osobę. Oparcie nauki Kościoła na Ewangelii zaowocowało pojawieniem się samozwańczych autorytetów, które twierdzą, że nie ma zbawienia poza Kościołem. Jest to proces ewangelizacji człowieka i pragnienie uwierzenia w przekaz Ewangelii z punktu widzenia Kościoła. Adresatami są niewierzący, ale także wierzący, którzy nigdy nie doświadczyli osobistej relacji ze zmartwychwstałym Bogiem (Jezusem Chrystusem). Demagodzy chrześcijańscy to doskonali mówcy potrafiący wpływać na decyzję zgromadzenia, schlebiając jego próżności, przez składanie popularnych i efektownych, ale nie dających się spełnić obietnic. Wszyscy, którzy nie wierzą w ich zapewnienia i sakramenty są uznani za ludzi walczących z Kościołem. Praktyka sakramentów wyrosła z potrzeby wpływu Kościoła na coraz więcej ludzi. Dzisiaj rośnie liczba ludzi niezadowolonych z działalności Kościoła, przez co zmaga się on, z coraz większymi problemami. Religia katolicka stała się pełna jawnych sprzeczności, logicznych niespójności, paradoksów i wewnętrznych konfliktów, które zebrane razem tworzą kuriozalny, acz skuteczny jeszcze i wpływowy system. Moralnie upadający Kościół opinie alternatywne wciąż zwykł odbierać jako heretyckie ataki, często ostro odpierane przez hierarchów, którzy wciąż wedle swojej opinii są nietykalni i wykluczeni ze społeczeństwa, bytując jakby w specjalnej sferze ponad nim. Klerycy stroją się w czarne sutanny, choć to już dorośli mężczyźni i są przekonani o swojej nadzwyczajności, świętości nad innymi ludźmi, takie mniemanie o sobie nie świadczy o dobrym zdrowiu psychicznym. Niektórzy wyrzucani są z roboty z powodu molestowania seksualnego i innych nadużyć. Cały system zostaje tak zorganizowany, aby ludzkość zmierzała ku upadkowi. Dziś przywódcy chrześcijańscy wiary swojej używają dla osiągnięci wymiernych korzyści materialnych. Ludzie ci żyją w nieprawości i pogłębiają swoje żądze. Z kapłaństwa naśmiewają się wszyscy, bo bogatym czas przyjemnie upływa. Ale jak to wszystko się ma do syna cieśli z Nazaretu? Kim naprawdę był Jezus? To jest pytanie o wyjątkowość Jezusa. Jeżeli nie zmartwychwstał to był takim samym człowiekiem jak my. Pytanie o zmartwychwstanie Jezusa jest pytaniem zasadniczym. Rzecz jest egzystencjalna a nie doktrynalna. Człowiekiem wybitnym jak się wydaje jest ten, kto szczególnymi zdolnościami, potrafi rozpoznać rozumem lub instynktem prawdę w istniejących warunkach. Sensem istnienia człowieka jest poszukiwanie prawdy. Każdy myślący człowiek powinien znaleźć drogę do źródła prawdy. Wydaje się, że człowiek sam ma rozstrzygnąć czy ludzie po śmierci zmartwychwstają, czy też nie. Nieświadomość jest największym błędem ewolucji człowieka!

To nieme płótno z Turynu z pewnością zawiera prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Naukowcy stwierdzili, że człowiek przedstawiony na tkaninie przeżył mękę i umarł na krzyżu. Całun Turyński stanowi wyzwanie dla nauki, by wyjaśnić, w jaki sposób zmarł ten człowiek, czy umarł tą potworną śmiercią, na którą w społeczeństwie rzymskim skazywano morderców i niewolników. Istnieją naukowe opinie, które przekonują, że płótno jest niczym innym jak kunsztownym średniowiecznym oszustwem. Dla wielu naukowców jest bezspornym faktem, że całun to typowe malowidło dla XIV wieku, kiedy relikwie mnożyły się w sposób, który na pewno trudno byłoby nazwać cudem. Jeżeli całun jest oszustwem to stanowi zapewne najbardziej oszałamiające fałszerstwo wszechczasów. Jeżeli jest autentykiem to stanowi pierwsze widoczne ukrzyżowanie Chrystusa i może być fotograficznym świadectwem jego zmartwychwstania. Stanowi obraz powstały samoistnie (wypalił się na owiniętym dokoła ciała płótnie) pod wpływem nieznanej energii, w momencie zmartwychwstania; wówczas jest najcudowniejszą relikwią wszechczasów. Nie ma trzeciej możliwości a to sprawia, że Całun Turyński stał się nie tylko atrakcją, ale i przedmiotem spekulacji i domysłów. Tkanina zawiera w sobie nieodgadnioną zagadkę i równie cudowną tajemnicę. Między prawdą a fałszem nie ma kompromisu. Człowiek, który nie ma świadomości, co do tej tajemnicy nie istnieje, umiera. Całun jest paradoksem i wyzwaniem dla ludzkiego rozumu?

Jak podaje Nowy Testament, Józef z Arymatei, był zamożnym człowiekiem i nie jest wykluczone, że kupił kosztowne płótna lniane tkane splotem jodełkowym na pogrzeb ukrzyżowanego Jezusa z Nazaretu. Józef był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami. Po śmierci Jezusa poszedł i poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało. Piłat zezwolił. Przybył również Nikodem i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu, aby oczyścić rany z krwi przed złożeniem do grobu. Zabrali ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania. Powszechną praktyką było owijanie ciała płótnem sięgającym do szyi. Głowę przykrywał oddzielny kawałek materiału. W tamtych czasach to była powszechna praktyka, potwierdzona obecnie przez odkrycia archeologiczne. W Ewangelii Jana, która jest najbardziej wiarygodna, chociażby ze względu, że napisał ją najbardziej umiłowany przez Jezusa uczeń, czytamy: Wszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do grobu i ujrzał leżące płótna, oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu (J. 20, 3-8).

To jest jeden z dowodów, że Całun Turyński nie jest płótnem grzebalnym Jezusa z Nazaretu. Tradycja i historia wiążą go z Nowym Testamentem, czyli zgodnością z tym, co przekazała nam Ewangelia i świadectwa dotyczące płótna na przestrzeni dwóch tysięcy lat. Nowy Testament patrzy na historię z ludzkiego punktu widzenia, pojmuje czas Chrystusa jako „koniec dni” albo „ostatnie dni”. Dla chrześcijanina Całun jest relikwią i potwierdzeniem słów zapisanych na kartach Ewangelii. Jeżeli Całun Turyński to nie tkanina, która okrywała Jezusa, kiedy złożono Jego ukrzyżowane ciało do grobu – to, czym jest ona dla wierzącego w zmartwychwstanie Chrystusa!

Współczesne kontrowersje i badania całunu sięgają 1898 roku. Utalentowany włoski fotograf Secondo Pia uzyskał bezprecedensową zgodę króla Włoch i arcybiskupa Turynu, aby sfotografować całun. Do tej pory odbicie na tkaninie było nieprzejrzyste, co było przyczyną braku zainteresowania nauki tym materiałem. Obraz był niezwykle powierzchowny i nie przenikał przez tkaninę. Głównym składnikiem włókien lnianych jest celuloza i jak się wydaje ciemnie przebarwienia na materiale to ślady jej rozkładu powstałe w wyniku naturalnego procesu zetknięcia z ciałem. Ciemne plamy tworzące obraz to skutek działania kwasów utleniających i wysuszających płótno. Im bliżej było ciało tkaniny tym obraz stawał się ciemniejszy, a im było dalej stawał się jaśniejszy. Różnice odległości ciała od płótna spowodowały różną gęstość obrazu. Okazało się, że obraz na płótnie stał się jakby negatywem w efekcie słabo widoczne ślady na płótnie stały się na kliszach fotograficznych obrazami pozytywnymi. Szczegóły były tak dokładnie widoczne, iż można było rozpoznać sylwetkę ukrzyżowanego mężczyzny. Całun jest fałszerstwem dokonanym w średniowieczu przez geniusza, który znał podstawy fotografii i który nawet mógł umieścił swoją twarz w odbitym obrazie. Fałszerz stworzył obraz negatywowy, co najmniej pięćset lat przed wynalezieniem fotografii. Odbicie sylwetki wskazywało na wysokiego około 180 centymetrów mężczyznę, który miał zarost na twarzy i miał około 40 lat. Widziany człowiek był bardzo wysoki, poza tym w rozumieniu normalnego człowieka głowa jest po prostu za mała w stosunku do ciała i za nisko osadzona na klatce piersiowej. Można też było wyraźnie zauważyć twarz z oczyma, bez wyrazu oraz liczne plamy i ślady, ciemniejsze i bledsze, koloru czerwonego. Największa plama pochodziła z rany boku mężczyzny. Krew na płótnie pozostała czerwona, choć ślady krwi po wielu latach powinny być czarne albo brązowe. Twarz była opuchnięta i nie była symetryczna, to może świadczyć, że mogła być poddana biciu. Oszpecone oblicze na płótnie przypomina wiele twarzy mężczyzn zranionych i ukrzyżowanych, i jest odwzorowaniem zapewne autentycznych zwłok, najprawdopodobniej Żyda rasy sefardyjskiej. Człowiek przedstawiony na płótnie z pewnością przeżył prawdziwą mękę i umarł na krzyżu. W tym momencie fotograf doznał z pewnością największego wstrząsu w swoim życiu. Po raz pierwszy w dziejach można było ujrzeć ten wizerunek z taką dokładnością. Fotograficzny negatyw obiegł cały świat i wywołał sensację. Fotografia sprawiła, że Całun Turyński stał się fenomenem, skupiającym tysiące ludzi, kiedy tylko wystawiano go na widok publiczny. To niezwykłe odkrycie nie przyniosło włoskiemu fotografowi szczęścia. Pia oskarżony został o dokonanie retuszu i fałszerstwa.

W 1988 roku naukowcy zabiegali o zgodę na pobranie próbki z Całunu Turyńskiego i przeprowadzenie próby węglowej. Na czele Stolicy Apostolskiej stał wówczas Jan Paweł II były biskup z Krakowa. Papież był postacią paradoksalną: intelektualista, poeta, dramatopisarz, profesjonalny filozof, starający się schrystianizować egzystencjalizm wnikając w wyobrażenia o życiu pośmiertnym; a jednocześnie człowiek z całą pasją oddany kulturze ludowego katolicyzmu: cudom, sanktuariom, pielgrzymkom, świętym, różańcowi i Najświętszej Panience. Swego czasu był jednym z najbardziej czynnych uczestników II Soboru Watykańskiego, zwołanego przez reformatorsko usposobionego papieża Jana XXIII, z myślą o dokonaniu, jak to sam określał, aggiormamento (‘uwspółcześnienia’) Kościoła. Jan Paweł II sądził naiwnie, że badania potwierdzą autentyczność płótna. Kościół narzucił surowe warunki, zgodził się by wyciąć fragment z najbardziej zniszczonego brzegu płótna, to może tylko świadczyć, że pobrano próbkę z oryginalnej części. Pobraną tkaninę badano metodą radioizotopu węgla C14. Autorzy badań stwierdzili, że nosi ona znamiona fałszerstwa. Obrońcy autentyczności całunu doznali klęski, kiedy wyniki badań przyniosły rozczarowujące wyniki. Międzynarodowy raport stwierdził, że badania równolegle prowadzone w trzech krajach wykazały, że tkanina pochodzi z wieków średnich (1260-1390). Radioaktywny węgiel jasno datuje całun na okres średniowiecza. Obrońcy autentyczności całunu podważają wyniki, ponieważ próbka pobrana do badania według nich została wybrana niefortunnie. Twierdzą, że po pożarze w roku 1532 siostry zakonne zrekonstruowały oryginalne płótno dodając nici bawełniane, chcą w ten sposób zapewnić ocalenie relikwii. Fragment pobrany do badania nie był, więc oryginalny – zawierał, bowiem bawełnę, która znalazła się w wyniku rekonstrukcji uszkodzonej tkaniny. Argumentują też, że przyczyną pomyłki mogła być inwazja bakterii i grzybów, jaka nastąpiła w późniejszych wiekach. Od momentu podania naukowych wyników, niechęć Watykanu do udostępnienia tkaniny do dalszych badań wzrosła. Jeżeli zawierała bawełnę to nie mogła być kosztownym płótnem lnianym kupionym przez Józefa z Arymatei na pogrzeb ukrzyżowanego Jezusa z Nazaretu. To może świadczyć, że przechowywany w katedrze w Turynie, stanowiący relikwie Całun Turyński nie jest pamiątką, kiedy Jezus zwycięża śmierć i przechodzi ze śmierci do życia.

Sceptycy autentyczności tkaniny mocno argumentują, że nie ma żadnego wiarygodnego historycznego śladu całunu przed rokiem 1353. Całun po trzynastu wiekach przerwy po tym jak miał być owinięty wokół ciała Chrystusa, pojawia się w Europie w miejscowości Lirey (Francja). W miejscowym Kościele staje się obiektem kultu pod nazwą „całun z Lirey”. Od tego momentu zaczyna się udokumentowana historia płótna. Dużo ludzi zaczyna wierzyć, że należy do Jezusa Chrystusa i widnieje na nim Jego odbicie. Wszyscy coraz bardziej są przekonani, że musi się rozchodzić o zmartwychwstałego Chrystusa. Po raz pierwszy odbicie na płótnie zostaje wystawione na widok publiczny w 1357 roku. W tamtych czasach posiadanie relikwii było ważne w aspekcie religijnym jak i politycznym. Pierwszym posiadaczem wizerunku był Gotfryd de Charny. Rycerz Gotfryd przekazał go w spadku swojej wnuczce Małgorzacie, ta zaś wywiozła płótno w 1418 roku do Monfort – zamku swojego męża. Zakonnicy z Lirey wytoczyli proces Małgorzacie, aby zwróciła im odbicie na płótnie, jednak przegrali proces i Małgorzata wywiozła relikwię do Liege a potem Genewy. W 1453 roku Małgorzata kupiła zamek Varambon w zamian za całun. 22 marca 1453 roku Małgorzata de Charny przekazała całun Annie, żonie Ludwika Sabaudzkiego. Od tej chwili relikwia stał się własnością rodziny Sabaudzkiej, która przeniosła płótno do kolegiaty w Chambery. W 1506 roku Papież Juliusz II ogłosił 4 maja oficjalnym dniem Całunu, w którym odbywa się oficjalna msza, ta tradycja przetrwała ponad pięć wieków. W 1532 roku w kaplicy, gdzie był złożony przez swego właściciela wybuch pożar. W wyniku pożaru został nadpalony w czterdziestu ośmiu miejscach. Uszkodzenia zostały naprawione w 1534 roku przez klaryski, które wszyły szesnaście łat, w postaci trójkątnych kawałków płótna. Do dzisiaj widnieją na całunie ślady po tym wydarzeniu. W 1578 roku książęta Sabaudi, przenieśli całun do Turynu, gdzie pozostaje do dnia dzisiejszego i jest przechowywany w bogato zdobionym siedemnastowiecznym ołtarzu. Całun bez rozgłosu i wątpliwości wszedł do Kościoła rzymsko-katolickiego i pozostał niczym ikona męczeństwa Jezusa. Po roku 1580 z rzadka wystawiano go na widok publiczny i to na krótko. W ciągu czterystu lat Całun Turyński pokazano publicznie tylko jedenaście razy. Od co najmniej sześciu stuleci miliony chrześcijan wierzy, że jest to śmiertelny Całun Jezusa Chrystusa. Zdaniem wierzących właśnie w to płótno owinięty został Chrystus po swojej śmierci na krzyżu i w nim złożony do grobu. Miliony ludzi wierzy, że jest to prawdziwy wizerunek Chrystusa i Jego krew, co sprawia, że stał się on rodzajem ikony i relikwii. Niektórzy naukowcy przekonują, że ślady pozostawione na płótnie mają właściwości chemiczne ludzkiej krwi. Wiarę tą umacniają hierarchowie Kościoła katolickiego, mimo że według oficjalnego stanowiska Kościoła nie określa się, czy to naprawdę jest całun, w który owinięto Jezusa Chrystusa. Dyskusja naukowców nad płótnem trwa, tymczasem sam Kościół pozwala jednak wiernym tkaninę czcić, mówiąc: „Bądźcie świadkami Chrystusa zmartwychwstałego”. Chrystus zmartwychwstał, a Kościół daje mu życie, na różnym etapie rozwoju. Jest to logika początków chrześcijaństwa, głosić zmartwychwstałego Chrystusa. To wymóg dla uczniów Chrystusa, którzy odkryli swego „Mistrza” w Kościele i stali się Jego poddanymi. Według Kościoła w Całunie Turyńskim jest przesłanie dające nadzieję dla całego świata i odkrywa on trop do tajemnicy życia wiecznego. Tradycja chrześcijańska jest sprawą omylnych śmiertelników, podległa ich zaślepieniu i ich brakom. To pozostaje potężną siłą w kulturze chrześcijańskiej. Każdy, kto należy do Kościoła, musi zdawać sobie sprawę, że należy do podmiotu kulturowego z własną ukształtowaną historycznie i wielorako uwarstwioną interkulturowością. Ten podmiot – Kościół – chce stworzyć, własny „lud boży” w czasach całkowitej chrystianizacji poszczególnych narodów w oparciu o zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. „Lud Boży” według Kościoła posiada cechy unikalne, które odróżniają go od ugrupowań religijnych, etnicznych, politycznych czy kulturowych w historii. Jego celem jest Królestwo Boże, zapoczątkowane na ziemi przez samego Boga (Jezusa Chrystusa), mające rozszerzać się coraz dalej na wszystkich ludzi. Biskupi i teologowie, egzegeci i zwykli ludzie świeccy, odegrali rolę w tym rozwoju, która jest koniecznością i osiągnęła szczyt w naszych czasach. Kryzys współczesności polega na tym, że zawodzi powiązanie między sferą subiektywną i obiektywną, bo rozum ludzki zaczął uzurpować sobie prawo dochodzenia do prawdy i przywłaszczenia sobie pozycji boga na ziemi.

Saduceusze, pobożni żydowscy kapłani, którzy żyli w czasach Jezusa twierdzili, że nie ma zmartwychwstania (zob. Dz 23,8). Według tradycji wywodzili się oni od arcykapłana Sadoka, który żył w czasach króla Salomona. Saduceusze (hebr. sadokim) byli członkami konserwatywnej warstwy kapłańskiej, która zajmowała się głównie utrzymaniem Świątyni oraz nadzorowaniem obrzędu rytualnego składania ofiar. Saduceusze traktowali swoją wiarę jako narzędzie władzy. Jako stronnicy wielkiej arystokracji kapłańskiej zasiadali w Wielkiej Radzie zwanej Senhydrynem. Tora była dla saduceuszy niezmiennie najważniejszym autorytetem we wszystkich kwestiach, choć nie ulega wątpliwości, że powstała ona w odległych czasach. Saduceusze odrzucali wszystkie pisma poza Pięcioksięgiem Mojżeszowym. Tora była dla nich księgą Prawa, a także księga nauki moralnej. Tora była niezmienna i nie mogła dawać ludziom nowych rozwiązań. Sam Jezus zapytany przez saduceuszy o zmartwychwstanie, odpowiedział: Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej (Mk 12, 24). Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstają, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa „O krzaku”, jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych (Mk 12, 26-27). Jezus w rozmowie z saduceuszami powołał się na Mojżesza, któremu Bóg ukazał się w „krzaku gorejącym” na pustyni, w pobliżu góry Horeb. Jezus zgłębiał święte pisma, na które często się w swojej działalności powoływał. Mojżesz rozmawiał z Bogiem „twarzą w twarz”. Znaczy to, że Mojżesz komunikował się z Bogiem używając języka, który jest pełen jasności i wyrazistości. W tym „Ja jestem”, wypowiedzianym przez Boga z płonącego krzaku, zawiera się cały historyczny sens wiary biblijnej potomków Abrahama (od Izaaka).

Z saduceuszy z biegiem czasu wyodrębniła się ortodoksyjna część Żydów, którzy na swój sposób tłumaczyli Torę, głosząc nieśmiertelność i wieczny żywot; nazywano ich faryzeuszami. W czasach Jezusa faryzeusze byli głównymi rywalami saduceuszy w walce o władzę religijną. W hierarchii religijnej zajmowali wysokie stanowiska kapłańskie i społeczne. Faryzeusze i wielu współczesnych ludzi z czasów Jezusa z Nazaretu, miało nadzieję na zmartwychwstanie. Biorąc pod uwagę biblijną egzegezę, faryzeusze byli, więc siłą postępową. Faryzeusze byli ugrupowaniem pobożnych Żydów, którzy uznawali wartości także innych pism oprócz Pięcioksięgu Mojżeszowego, jak również coraz większej liczby komentarzy do Tory opracowanych w poprzednich wiekach. Dla nich Księgi prorockie i psalmy, a także tradycja ustna żydowskich mędrców i teologów, miały znaczenie historiograficze w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Dla faryzeuszy Tora nie była niezmiennym w czasie dokumentem, lecz żywym i zmieniającym się świadectwem Bożej Mądrości, które mogło dawać ludziom nowe rozwiązania. To właśnie dzięki ich wysiłkom gromadzona przez wieki tradycja ustna została w III wieku n.e spisana w postaci Miszny, stanowiącej pierwszy i najważniejszy element żydowskiego Talmudu. Faryzeusze byli jedną z głównych frakcji żydowskiego społeczeństwa; uważali się za naznaczonych przez Boga obrońców Prawa w jego niezniekształconej postaci, co oczywiście nie był prawdą. Faryzejski styl życia charakteryzujący się wysokim stopniem teologicznego wyrachowania przyciągał szczególnie zamożnych Żydów i wytworzył teologię raczej spekulatywną niż pozytywną. Wielu Żydów (także Jezus) uważało, że faryzeusze są hipokrytami. Stąd właśnie wynikały napięcia między faryzeuszami a jednym z galilejskich mieszkańców imieniem Jezus. Jezus zauważa w swoich wystąpieniach, że sam Bóg objawi swojemu ludowi prawdę o „zmartwychwstaniu” i łączy ją ze swoją Osobą: Ja jestem zmartwychwstaniem (zob. J 11,25). To Jezus jest Tym, który w ostatnich dniach wskrzesi tych, którzy poznają prawdę o Jego „zmartwychwstaniu”. Nadzieja pojawia się jako wewnętrzna konsekwencja wiary w Boga, Stwórcę całego człowieka, z duszą i ciałem. Stwórca nieba i ziemi jest także Tym, który zachowuje wiernie przymierze z Abrahamem i jego potomstwem. Jezus z Nazaretu mówił o wyjątkowym wydarzeniu, które ma nastąpić, „o znaku proroka Jonasza” (Mt 12, 38-42) i (Łk 11, 29-32). Jezus często odwoływał się do Księgi Jonasza; pytany, „Panie daj nam jakiś znak”, mówił czytajcie Księgę Jonasza. A gdy tłumy się zgromadziły, zaczął mówić: << To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia >>(Łk 11, 29-30). Nowy Testament mówi też o „znaku w Świątyni”: A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego. << Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą>> (Łk 2, 33-34). Znak, to częste biblijne określenie cudu, które uwydatnia sens zamierzony przez Boga, istnienia w przyszłości człowieka. Wiara w „zmartwychwstanie” według Jezusa opiera się na wierze w Boga, który nie jestBogiem umarłych, lecz żywych”. „Reszta” (Izraela) u proroków oznacza zawsze małą część narodu wybranego, która w czasie klęski zesłanej przez Boga za karę (bałwochwalstwo) uszła powszechnej zagładzie. Ten okrutny ewolucyjny etos, którego sens niechybnie zawiera się w modelu selekcji, a więc w walce o przetrwanie, nie jest pocieszający dla tych, którzy przegrają. Według przedstawionej historii Biblii, tylko „wybrani” przez Boga pozostają żywi. Bóg i przyszłe życie człowieka istnieją zawsze łącznie w ciągłej wspólnocie i powiązaniu. Bóg w judaizmie nie jest odległym Stwórcą, który ograniczył się do stworzenia świata i człowieka, po czym porzucił go jako Stwórca nieodpowiedzialny. Przeciwnie, Boga poznajemy w interakcji z Jego stworzeniami, co ukazuje Jego Objawienie na górze Synaj (Horeb, druga nazwa biblina). Objawienie to ma charakter Przymierza zawartego na górze Horeb przez Boga z Jego ludem. Wszystkie pouczenia, jakie Bóg przekazał Izraelowi, zawarte są przede wszystkim w Księgach Mojżeszowych. Bóg domaga się od swego ludu miłości wzajemnej, nie dopuszcza do tego, by „cudzołożył”, tzn. popełniał wiarołomstwo przez oddawanie czci cudzym bogom, gdyż cześć i miłość należy się tylko Jemu – Bogu prawdziwemu. To zobowiązywało naród Izraelski do wierności JAHWE i stanowiło przez to wyłączną własności Boga. Pozostali są martwi, bo służą tylko za materiał podporządkowania zachciankom złego człowieka i do tworzenia narzędzi dla obsesyjnych planów człowieka, które nie przyniosą szczęścia. „Bogowie” uczynieni ludzką wyobraźnią i rękami zawsze upadają, a także ludzie, którzy ich stworzyli. Dosięga to też tych, co w to uwierzyli i się do nich przyłączyli. Bóg przewidział taką ludzką niedoskonałość i nieświadomość. Dewitalizacja natury pociąga za sobą w nieunikniony sposób dehumanizację człowieka wraz z totalnym zanikiem etosu. Zagłada stanowi wyzwanie dla wszystkich odziedziczonych prawd i podzielanych powszechnie przekonań, jako akty ludzkiego zła, które nie dają się obronić z punktu teologii i tradycji.


Bibliografia

 I. Panic, Tajemnica Całunu, Kraków 2010.
J. Mackey, Tradycja i zmiana w Kościele, Warszawa 1974.
Z. Blania – Bolnar, Jak został zrobiony Całun Turyński
Z. Trepa, Całun Turyński. Fotografia Niewidzialnego? Warszawa 2004.
Z. Szczodrak, Mesjasz, Kielce 2012.
A. Palla, Całun Turyński namalowany?, Warszawa 2008.
A. Resch, Oblicze Chrystusa. Od Całunu Turyńskiego do chusty z Monoppello, Radom 2006.
J. P. Isbouts, Wspólne Korzenie. Od Abrahama do Mahometa, Warszawa 2009.
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydanie III, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszwa 1990.









5 komentarze:

Damian pisze...

Oj kolego przykro mi ale nie podales wszystkich faktow, najwyrazniej nie dopuszczasz prawdy ze to jest w istocie prawdziwe odbicie Jezusa Chrystusa oto dowody. Te dowody ze on pochodzi ze sredniowiecza zostaly moj przjacielu obalnoe juz ;) Nie trzeba szukac daleko bo jest to napisane na wikipedi... Primo W tym samym 2008 roku prof. Christopher Ramsey, kierownik wydziału Radiocarbon Accelerator Unit na Uniwersytecie w Oksfordzie, przeprowadził badania w celu ponownego ustalenia daty powstania Całunu Turyńskiego. Wyniki nie dały jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ analizy niektórych próbek wskazywały na średniowiecze, a innych na czas od I w. p.n.e. do I w. n.e. (może to sugerować zanieczyszczenie tkaniny pochodzącej z I w. n.e. poprzez późniejsze naprawy płótna) Secundo: Hipoteza zakładająca, iż autorem wizerunku na całunie jest Giotto nie tłumaczy jednak, dlaczego artysta ten na swoich dziełach przedstawiających ukrzyżowanie Chrystusa (powstałych zarówno przed, jak i po 1315 r.[1]) umiejscawia gwoździe na środku dłoni, co było zgodne z XIV-wieczną klasyczną wizją Męki Pańskiej, ale sprzeczne z prawami fizyki (gwoździe wbite w tym miejscu nie utrzymałyby ciała na krzyżu)[2]. Na całunie rana kłuta po gwoździu znajduje się w nadgarstku (a gwóźdź prawdopodobnie został przeprowadzony przez tzw. szczelinę Destota), nie na dłoni. Gdyby więc Giotto był autorem turyńskiego wizerunku, musiałby znać anatomię ludzką wystarczająco dobrze, by wbrew późnośredniowiecznej tradycji ikonograficznej umieścić uraz po gwoździu właśnie w nadgarstku. Teoria Luciano Buso nie tłumaczy więc, dlaczego w pozostałych pracach malarz lokował te rany nie tam, a na dłoniach[3].

W 2012 o całunie wypowiedział się prof. Bruno Fabbiani z Politechniki Turyńskiej (uczeń Dennisa Gabora, laureata Nagrody Nobla), który bada sprawę całunu od 1998:



W swojej karierze naukowej zetknąłem się tylko z dwoma przedmiotami, które nie są wytłumaczalne naukowo: Całunem Turyńskim i obrazem utrwalonym w źrenicy Matki Boskiej z Guadalupe. To dwa wizerunki, o których po dokonaniu serii badań można z całą pewnością powiedzieć, że nie zostały uczynione ludzką ręką[5].






Francuski chirurg Pierre Barbet skomentował również:

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie!
Z pewnością pozostaniemy przy swoich poglądach na temat powstania Całunu Turyńskiego. Muszę jednak Panu powiedzieć w obronie swojego poglądu, że ludzie od niepamiętnych czasów, którzy spoglądali na opowiadanie w Ewangeliach o "Zmartwychwstaniu" i "Wniebowstąpieniu" Jezusa z niereligijnego punktu widzenia, dochodzą do różnych wniosków na temat rzeczywistego przebiegu wydarzeń, bo przecież w całkowicie zmyślonych opowiadaniach rzadko dochodzi do takich zwrotów akcji. Świadomość innych ludzi, żąda od chrześcijanina zastanowienia się nad tym, co może przekazać w ramach swojej religii, a czego nie innym religiom. Dlatego moim zdaniem podkreślanie "cielesnego zmartwychwstania" Jezusa Chrystusa jest całkowitym nieporozumieniem istoty nauczania Kościoła. Filozofię tą cechuje od samego początku uderzająca nierealność, która powstała dzięki międzyosobowemu porozumiewaniu się w populacji. Według Kościoła istnieje relikt zmartwychwstania, który o tym przekonuje. Co do autorytetów naukowych na których się Pan powołuje, to z pewnością wie Pan, że są one po to, żeby podważać ich opinię i poglądy, przez logiczną argumentację.

P. S. Pisząc w swoim felietonie o "geniuszu" który mógł stworzyć odbicie na płótnie z Turynu nie miałem na myśli Giotto di Bondone (1266-1337), ale Leonardo da Vinci (1452-1519). W 1453 roku całun z Lirey stał się własnością rodziny Sabaudzkiej, która przeniosła płótno do katedry w Chamberry. Dziś wiadomo z zachowanych dokumentów, że całun z Lirey był malowidłem. Biskup Troyes, Henri de Poitiers, po wystawieniu go na widok publiczny w 1357 roku przez właściciela wszczął śledztwo, bo zachodziło podejrzenie, że całun jest nieudanym prymitywnym fałszerstwem. Henri de Poitiers stwierdził oszustwo, odnalazł artystę, który spreparował płótno i powiadomił papieża. Naiwnym nabywcą całunu z Lirey został książę Ludwik Sabaudzki, który w 1453 roku za kawałek lnianego płótna oddał zamek Varambon. Leonardo da Vinci pracował dla rodziny Sabaudzkiej i mógł być fałszerzem, który wykorzystał całun z Lirey i stworzył na nim obraz negatywny. W watykańskim muzeum znajduje się autoportret Leonardo da Vinci, który jest łudząco podobny do twarzy na całunie z Turynu. Co do Matki Boskiej z Guadalupe nie chcę się wypowiadać, ponieważ już na samym początku nie wierzę, żeby w zimie w grudniu w Meksyku zakwitły róże, a tym bardziej, żeby biskup przyjął na osobistej prywatnej audiencji biednego człowieka niespełna rozumu, który opowiadał niestworzone historie. Jak Pan widzi w tej sytuacji, każdy kij ma dwa końce.

Pozdrawiam
Zbigniew Szczodrak.

Anonimowy pisze...

Na całym świecie ludzie rozpoznają twarz Jezusa, choć nikt go nie widział. Chrześcijanie byli w tym bardzo skuteczni, bo Jezus po śmierci miał wielu wyznawców i stał się Bogiem. Jedyną wiarygodną twarzą jest twarz z Całunu Turyńskiego. Jest to mimo wszystko twarz wirtualna.

Jan Wołek

Anonimowy pisze...

W Kościele jest dużo słów i gestów, ale wszystko zostaje po staremu. W "Instytucji" są tylko doskonałe zamiary, a ja lubię ludzi widzących jaki ślad pominąć, a który podjąć, żeby niczego nie przegapić w Biblii. Venus 2000

Anonimowy pisze...

Nauczanie dogmatyczne Kościoła polega na bezkrytycznym przyjmowaniu wiedzy podanej przez papieża i mechanicznym powtarzaniu ustalonych formuł podczas mszy św. Scholastyka chrześcijańska wytworzyła teorię raczej spekulacyjną niż pozytywną. Katolicy muszą poddać się woli papieża i przyjmować ustaloną przez niego religię. gdyż tylko wtedy mogą "zmartwychwstać" i wejść do "królestwa niebieskiego". Religia jest to jednak tylko teoria, hipoteza omylnego człowieka, jakim jest każdy z nas. Niezłomny heretyk

Prześlij komentarz