Całun
Turyński
Całun Turyński to najbardziej
kontrowersyjny artefakt w dziejach chrześcijaństwa. Uważany jest za płótno
grzebalne, którym przykryto historyczną postać – Jezusa z Nazaretu.
Chrześcijanie uważają, że Całun miał kontakt z ciałem Jezusa po śmierci i jest
pamiątką, kiedy Jezus zwyciężył śmierć. Jeżeli całun jest prawdziwy to
przedstawia Jezusa, który przechodzi ze śmierci do życia. Wiara, że powstał z
martwych jest warunkiem wiary chrześcijanina w ogóle i kluczem zrozumienia
chrześcijaństwa. Filozofię tą cechuje od samego początku uderzająca
nierealność, która powstała dzięki międzyosobowemu porozumiewaniu się. Według
Kościoła istnieje relikt zmartwychwstania, który o tym przekonuje. Ta tajemnica
jest niewątpliwie najbardziej drażliwą, kontrowersyjną i emocjonującą zagadką
dzisiejszego świata. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa to tajemnica i musimy ją
zaakceptować z punktu widzenia Kościoła, bo nie było świadków tego wydarzenia.
„Zmartwychwstanie” pada na grunt kultury zachodnio - europejskiej i się
rozwija. Z czasem powstaje doktryna religijna dla wiary człowieka. Po paru
wiekach była to już teologia powstającego Kościoła (europejskiej kultury
zachodu), będąca podstawą moralną uniwersalizmu cesarskiego i papieskiego,
który oznacza wspólny ludziom wzorzec myślenia i są to pojęcia feudalistyczno -
imperialistyczne. Filozofia jest jednym ze sposobów przekazywania swojej
kultury. Istoty ludzkie tworzą nierzeczywiste teorie. Według tego cuda się
zdarzają i ludzie chcą w te cuda wierzyć. Nie chodzi w tym przypadku o realizm,
ale o przesadyzm. Za tym może się kryć ewolucyjna walka o przetrwanie
człowieka. Proces umysłowy pociąga za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji z
istniejącymi już ideałami i koncepcjami. Ktokolwiek, zatem atakuje lub
pomniejsza pełną wiarę w zmartwychwstanie Jezusa, automatycznie kwestionuje
powszechność Kościoła, podważa jego najgłębsze pojmowanie siebie samego i swego
założyciela. Jeżeli zmartwychwstanie oznacza cokolwiek mniej, Kościół nie może
już uważać się za świadka ostatecznego i pełnego. Nie może się uważać za
wspólnotę, która widziała „ostatnie dni” i która posiada, zarówno jako
naturalne następstwo tego faktu, jak i z bezpośredniego polecenia swego założyciela,
powszechną misje wobec wszystkich ludzi aż do końca czasów.
Kościół przez „zmartwychwstanie” Chrystusa
chce udowodnić, że katolicyzm jest religią prawdziwą. To jest piękna teza. Wszyscy
chrześcijanie życzyliby sobie, żeby tak było, bo mogliby mieć żyć wiecznie. Religia
wiąże się z pojawieniem społeczeństwa hierarchicznego. Filozofia oparta na
autorytecie człowieka ma skłonność do błędów, pomyłek, niepewności i nie jest
wiarygodna i kompletna. Patologia religii jest najbardziej poważnym schorzeniem
rozumu, który nie może sobie uzurpować władzy nad człowiekiem. Religia w
państwie to forma najwyższej kontroli umysłu, jest manipulacją strachu i winy,
aby kontrolować człowieka. W ten sposób grupa ludzi (stado) jest kontrolowane
przez jedna osobę. Oparcie nauki Kościoła na Ewangelii zaowocowało pojawieniem
się samozwańczych autorytetów, które twierdzą, że nie ma zbawienia poza
Kościołem. Jest to proces ewangelizacji człowieka i pragnienie uwierzenia w
przekaz Ewangelii z punktu widzenia Kościoła. Adresatami są niewierzący, ale
także wierzący, którzy nigdy nie doświadczyli osobistej relacji ze
zmartwychwstałym Bogiem (Jezusem Chrystusem). Demagodzy chrześcijańscy to
doskonali mówcy potrafiący wpływać na decyzję zgromadzenia, schlebiając jego
próżności, przez składanie popularnych i efektownych, ale nie dających się
spełnić obietnic. Wszyscy, którzy nie wierzą w ich zapewnienia i sakramenty są
uznani za ludzi walczących z Kościołem. Praktyka sakramentów wyrosła z potrzeby
wpływu Kościoła na coraz więcej ludzi. Dzisiaj rośnie liczba ludzi
niezadowolonych z działalności Kościoła, przez co zmaga się on, z coraz
większymi problemami. Religia katolicka stała się pełna jawnych sprzeczności,
logicznych niespójności, paradoksów i wewnętrznych konfliktów, które zebrane
razem tworzą kuriozalny, acz skuteczny jeszcze i wpływowy system. Moralnie
upadający Kościół opinie alternatywne wciąż zwykł odbierać jako heretyckie
ataki, często ostro odpierane przez hierarchów, którzy wciąż wedle swojej
opinii są nietykalni i wykluczeni ze społeczeństwa, bytując jakby w specjalnej
sferze ponad nim. Klerycy stroją się w czarne sutanny, choć to już dorośli
mężczyźni i są przekonani o swojej nadzwyczajności, świętości nad innymi
ludźmi, takie mniemanie o sobie nie świadczy o dobrym zdrowiu psychicznym. Niektórzy
wyrzucani są z roboty z powodu molestowania seksualnego i innych nadużyć. Cały
system zostaje tak zorganizowany, aby ludzkość zmierzała ku upadkowi. Dziś
przywódcy chrześcijańscy wiary swojej używają dla osiągnięci wymiernych korzyści
materialnych. Ludzie ci żyją w nieprawości i pogłębiają swoje żądze. Z
kapłaństwa naśmiewają się wszyscy, bo bogatym czas przyjemnie upływa. Ale jak
to wszystko się ma do syna cieśli z Nazaretu? Kim naprawdę był Jezus? To jest
pytanie o wyjątkowość Jezusa. Jeżeli nie zmartwychwstał to był takim samym
człowiekiem jak my. Pytanie o zmartwychwstanie Jezusa jest pytaniem
zasadniczym. Rzecz jest egzystencjalna a nie doktrynalna. Człowiekiem wybitnym
jak się wydaje jest ten, kto szczególnymi zdolnościami, potrafi rozpoznać
rozumem lub instynktem prawdę w istniejących warunkach. Sensem istnienia
człowieka jest poszukiwanie prawdy. Każdy myślący człowiek powinien znaleźć
drogę do źródła prawdy. Wydaje się, że człowiek sam ma rozstrzygnąć czy ludzie
po śmierci zmartwychwstają, czy też nie. Nieświadomość jest największym błędem
ewolucji człowieka!
To nieme płótno z Turynu z
pewnością zawiera prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Naukowcy
stwierdzili, że człowiek przedstawiony na tkaninie przeżył mękę i umarł na
krzyżu. Całun Turyński stanowi wyzwanie dla nauki, by wyjaśnić, w jaki sposób
zmarł ten człowiek, czy umarł tą potworną śmiercią, na którą w społeczeństwie
rzymskim skazywano morderców i niewolników. Istnieją naukowe opinie, które
przekonują, że płótno jest niczym innym jak kunsztownym średniowiecznym
oszustwem. Dla wielu naukowców jest bezspornym faktem, że całun to typowe
malowidło dla XIV wieku, kiedy relikwie mnożyły się w sposób, który na pewno
trudno byłoby nazwać cudem. Jeżeli całun jest oszustwem to stanowi zapewne
najbardziej oszałamiające fałszerstwo wszechczasów. Jeżeli jest autentykiem to
stanowi pierwsze widoczne ukrzyżowanie Chrystusa i może być fotograficznym
świadectwem jego zmartwychwstania. Stanowi obraz powstały samoistnie (wypalił się
na owiniętym dokoła ciała płótnie) pod wpływem nieznanej energii, w momencie
zmartwychwstania; wówczas jest najcudowniejszą relikwią wszechczasów. Nie ma
trzeciej możliwości a to sprawia, że Całun Turyński stał się nie tylko
atrakcją, ale i przedmiotem spekulacji i domysłów. Tkanina zawiera w sobie
nieodgadnioną zagadkę i równie cudowną tajemnicę. Między prawdą a fałszem nie
ma kompromisu. Człowiek, który nie ma świadomości, co do tej tajemnicy nie
istnieje, umiera. Całun jest paradoksem i wyzwaniem dla ludzkiego rozumu?
Jak podaje Nowy Testament, Józef
z Arymatei, był zamożnym człowiekiem i nie jest wykluczone, że kupił kosztowne
płótna lniane tkane splotem jodełkowym na pogrzeb ukrzyżowanego Jezusa z
Nazaretu. Józef był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami. Po
śmierci Jezusa poszedł i poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało. Piłat zezwolił.
Przybył również Nikodem i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu,
aby oczyścić rany z krwi przed złożeniem
do grobu. Zabrali ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami,
stosownie do żydowskiego sposobu grzebania. Powszechną praktyką było owijanie
ciała płótnem sięgającym do szyi. Głowę przykrywał oddzielny kawałek materiału.
W tamtych czasach to była powszechna praktyka, potwierdzona obecnie przez
odkrycia archeologiczne. W Ewangelii Jana, która jest najbardziej wiarygodna,
chociażby ze względu, że napisał ją najbardziej umiłowany przez Jezusa uczeń,
czytamy: Wszedł więc Piotr i ów drugi
uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził
Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące
płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący
za nim. Wszedł on do grobu i ujrzał leżące
płótna, oraz chustę, która była
na Jego głowie, leżącą nie razem z
płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza
także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu (J. 20, 3-8).
To jest jeden z dowodów, że Całun
Turyński nie jest płótnem grzebalnym Jezusa z Nazaretu. Tradycja i historia
wiążą go z Nowym Testamentem, czyli zgodnością z tym, co przekazała nam
Ewangelia i świadectwa dotyczące płótna na przestrzeni dwóch tysięcy lat. Nowy
Testament patrzy na historię z ludzkiego punktu widzenia, pojmuje czas
Chrystusa jako „koniec dni” albo „ostatnie dni”. Dla chrześcijanina Całun jest
relikwią i potwierdzeniem słów zapisanych na kartach Ewangelii. Jeżeli Całun
Turyński to nie tkanina, która okrywała Jezusa, kiedy złożono Jego ukrzyżowane
ciało do grobu – to, czym jest ona dla wierzącego w zmartwychwstanie Chrystusa!
Współczesne kontrowersje i
badania całunu sięgają 1898 roku. Utalentowany włoski fotograf Secondo Pia
uzyskał bezprecedensową zgodę króla Włoch i arcybiskupa Turynu, aby sfotografować
całun. Do tej pory odbicie na tkaninie było nieprzejrzyste, co było przyczyną braku
zainteresowania nauki tym materiałem. Obraz był niezwykle powierzchowny i nie
przenikał przez tkaninę. Głównym składnikiem włókien lnianych jest celuloza i
jak się wydaje ciemnie przebarwienia na materiale to ślady jej rozkładu
powstałe w wyniku naturalnego procesu zetknięcia z ciałem. Ciemne plamy
tworzące obraz to skutek działania kwasów utleniających i wysuszających płótno.
Im bliżej było ciało tkaniny tym obraz stawał się ciemniejszy, a im było dalej
stawał się jaśniejszy. Różnice odległości ciała od płótna spowodowały różną
gęstość obrazu. Okazało się, że obraz na płótnie stał się jakby negatywem w efekcie
słabo widoczne ślady na płótnie stały się na kliszach fotograficznych obrazami
pozytywnymi. Szczegóły były tak dokładnie widoczne, iż można było rozpoznać
sylwetkę ukrzyżowanego mężczyzny. Całun
jest fałszerstwem dokonanym w średniowieczu przez geniusza, który znał podstawy
fotografii i który nawet mógł umieścił swoją twarz w odbitym obrazie. Fałszerz
stworzył obraz negatywowy, co najmniej pięćset lat przed wynalezieniem
fotografii. Odbicie sylwetki wskazywało na wysokiego około 180 centymetrów
mężczyznę, który miał zarost na twarzy i miał około 40 lat. Widziany człowiek
był bardzo wysoki, poza tym w rozumieniu normalnego człowieka głowa jest po
prostu za mała w stosunku do ciała i za nisko osadzona na klatce piersiowej. Można
też było wyraźnie zauważyć twarz z oczyma, bez wyrazu oraz liczne plamy i
ślady, ciemniejsze i bledsze, koloru
czerwonego. Największa plama pochodziła z rany boku mężczyzny. Krew na
płótnie pozostała czerwona, choć ślady krwi
po wielu latach powinny być czarne albo brązowe. Twarz była opuchnięta i
nie była symetryczna, to może świadczyć, że mogła być poddana biciu. Oszpecone
oblicze na płótnie przypomina wiele twarzy mężczyzn zranionych i ukrzyżowanych,
i jest odwzorowaniem zapewne autentycznych zwłok, najprawdopodobniej Żyda rasy
sefardyjskiej. Człowiek przedstawiony na płótnie z pewnością przeżył prawdziwą
mękę i umarł na krzyżu. W tym momencie fotograf doznał z pewnością największego
wstrząsu w swoim życiu. Po raz pierwszy w dziejach można było ujrzeć ten
wizerunek z taką dokładnością. Fotograficzny negatyw obiegł cały świat i
wywołał sensację. Fotografia sprawiła, że Całun Turyński stał się fenomenem,
skupiającym tysiące ludzi, kiedy tylko wystawiano go na widok publiczny. To
niezwykłe odkrycie nie przyniosło włoskiemu fotografowi szczęścia. Pia
oskarżony został o dokonanie retuszu i fałszerstwa.
W 1988 roku naukowcy zabiegali o
zgodę na pobranie próbki z Całunu Turyńskiego i przeprowadzenie próby węglowej.
Na czele Stolicy Apostolskiej stał wówczas Jan Paweł II były biskup z Krakowa.
Papież był postacią paradoksalną: intelektualista, poeta, dramatopisarz,
profesjonalny filozof, starający się schrystianizować egzystencjalizm wnikając
w wyobrażenia o życiu pośmiertnym; a jednocześnie człowiek z całą pasją oddany
kulturze ludowego katolicyzmu: cudom, sanktuariom, pielgrzymkom, świętym,
różańcowi i Najświętszej Panience. Swego czasu był jednym z najbardziej czynnych
uczestników II Soboru Watykańskiego, zwołanego przez reformatorsko
usposobionego papieża Jana XXIII, z myślą o dokonaniu, jak to sam określał, aggiormamento (‘uwspółcześnienia’)
Kościoła. Jan Paweł II sądził naiwnie, że badania potwierdzą autentyczność
płótna. Kościół narzucił surowe warunki, zgodził się by wyciąć fragment z
najbardziej zniszczonego brzegu płótna, to może tylko świadczyć, że pobrano
próbkę z oryginalnej części. Pobraną tkaninę badano metodą radioizotopu węgla
C14. Autorzy badań stwierdzili, że nosi ona znamiona fałszerstwa. Obrońcy
autentyczności całunu doznali klęski, kiedy wyniki badań przyniosły
rozczarowujące wyniki. Międzynarodowy raport stwierdził, że badania równolegle
prowadzone w trzech krajach wykazały, że tkanina pochodzi z wieków średnich
(1260-1390). Radioaktywny węgiel jasno datuje całun na okres średniowiecza.
Obrońcy autentyczności całunu podważają wyniki, ponieważ próbka pobrana do
badania według nich została wybrana niefortunnie. Twierdzą, że po pożarze w
roku 1532 siostry zakonne zrekonstruowały oryginalne płótno dodając nici
bawełniane, chcą w ten sposób zapewnić ocalenie relikwii. Fragment pobrany do
badania nie był, więc oryginalny – zawierał, bowiem bawełnę, która znalazła się
w wyniku rekonstrukcji uszkodzonej tkaniny. Argumentują też, że przyczyną
pomyłki mogła być inwazja bakterii i grzybów, jaka nastąpiła w późniejszych
wiekach. Od momentu podania naukowych wyników, niechęć Watykanu do
udostępnienia tkaniny do dalszych badań wzrosła. Jeżeli zawierała bawełnę to
nie mogła być kosztownym płótnem lnianym kupionym przez Józefa z Arymatei na
pogrzeb ukrzyżowanego Jezusa z Nazaretu. To może świadczyć, że przechowywany w
katedrze w Turynie, stanowiący relikwie Całun Turyński nie jest pamiątką, kiedy
Jezus zwycięża śmierć i przechodzi ze śmierci do życia.
Sceptycy autentyczności tkaniny mocno
argumentują, że nie ma żadnego wiarygodnego historycznego śladu całunu przed
rokiem 1353. Całun po trzynastu wiekach przerwy po tym jak miał być owinięty
wokół ciała Chrystusa, pojawia się w Europie w miejscowości Lirey (Francja). W
miejscowym Kościele staje się obiektem kultu pod nazwą „całun z Lirey”. Od tego
momentu zaczyna się udokumentowana historia płótna. Dużo ludzi zaczyna wierzyć,
że należy do Jezusa Chrystusa i widnieje na nim Jego odbicie. Wszyscy coraz
bardziej są przekonani, że musi się rozchodzić o zmartwychwstałego Chrystusa. Po
raz pierwszy odbicie na płótnie zostaje wystawione na widok publiczny w 1357
roku. W tamtych czasach posiadanie relikwii było ważne w aspekcie religijnym
jak i politycznym. Pierwszym posiadaczem wizerunku był Gotfryd de Charny. Rycerz
Gotfryd przekazał go w spadku swojej wnuczce Małgorzacie, ta zaś wywiozła
płótno w 1418 roku do Monfort – zamku swojego męża. Zakonnicy z Lirey wytoczyli
proces Małgorzacie, aby zwróciła im odbicie na płótnie, jednak przegrali proces
i Małgorzata wywiozła relikwię do Liege a potem Genewy. W 1453 roku Małgorzata
kupiła zamek Varambon w zamian za całun. 22 marca 1453 roku Małgorzata de
Charny przekazała całun Annie, żonie Ludwika Sabaudzkiego. Od tej chwili
relikwia stał się własnością rodziny Sabaudzkiej, która przeniosła płótno do
kolegiaty w Chambery. W 1506 roku Papież Juliusz II ogłosił 4 maja oficjalnym
dniem Całunu, w którym odbywa się oficjalna msza, ta tradycja przetrwała ponad
pięć wieków. W 1532 roku w kaplicy, gdzie był złożony przez swego właściciela
wybuch pożar. W wyniku pożaru został nadpalony w czterdziestu ośmiu miejscach.
Uszkodzenia zostały naprawione w 1534 roku przez klaryski, które wszyły
szesnaście łat, w postaci trójkątnych kawałków płótna. Do dzisiaj widnieją na
całunie ślady po tym wydarzeniu. W 1578 roku książęta Sabaudi, przenieśli całun
do Turynu, gdzie pozostaje do dnia dzisiejszego i jest przechowywany w bogato
zdobionym siedemnastowiecznym ołtarzu. Całun bez rozgłosu i wątpliwości wszedł
do Kościoła rzymsko-katolickiego i pozostał niczym ikona męczeństwa Jezusa. Po
roku 1580 z rzadka wystawiano go na widok publiczny i to na krótko. W ciągu
czterystu lat Całun Turyński pokazano publicznie tylko jedenaście razy. Od co
najmniej sześciu stuleci miliony chrześcijan wierzy, że jest to śmiertelny
Całun Jezusa Chrystusa. Zdaniem wierzących właśnie w to płótno owinięty został
Chrystus po swojej śmierci na krzyżu i w nim złożony do grobu. Miliony ludzi
wierzy, że jest to prawdziwy wizerunek Chrystusa i Jego krew, co sprawia, że
stał się on rodzajem ikony i relikwii. Niektórzy naukowcy przekonują, że ślady
pozostawione na płótnie mają właściwości chemiczne ludzkiej krwi. Wiarę tą
umacniają hierarchowie Kościoła katolickiego, mimo że według oficjalnego
stanowiska Kościoła nie określa się, czy to naprawdę jest całun, w który
owinięto Jezusa Chrystusa. Dyskusja naukowców nad płótnem trwa, tymczasem sam
Kościół pozwala jednak wiernym tkaninę czcić, mówiąc: „Bądźcie świadkami
Chrystusa zmartwychwstałego”. Chrystus zmartwychwstał, a Kościół daje mu życie,
na różnym etapie rozwoju. Jest to logika początków chrześcijaństwa, głosić
zmartwychwstałego Chrystusa. To wymóg dla uczniów Chrystusa, którzy odkryli
swego „Mistrza” w Kościele i stali się Jego poddanymi. Według Kościoła w
Całunie Turyńskim jest przesłanie dające nadzieję dla całego świata i odkrywa
on trop do tajemnicy życia wiecznego. Tradycja chrześcijańska jest sprawą
omylnych śmiertelników, podległa ich zaślepieniu i ich brakom. To pozostaje
potężną siłą w kulturze chrześcijańskiej. Każdy, kto należy do Kościoła, musi
zdawać sobie sprawę, że należy do podmiotu kulturowego z własną ukształtowaną
historycznie i wielorako uwarstwioną interkulturowością. Ten podmiot – Kościół
– chce stworzyć, własny „lud boży” w czasach całkowitej chrystianizacji
poszczególnych narodów w oparciu o zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. „Lud
Boży” według Kościoła posiada cechy unikalne, które odróżniają go od ugrupowań
religijnych, etnicznych, politycznych czy kulturowych w historii. Jego celem
jest Królestwo Boże, zapoczątkowane na ziemi przez samego Boga (Jezusa
Chrystusa), mające rozszerzać się coraz dalej na wszystkich ludzi. Biskupi i
teologowie, egzegeci i zwykli ludzie świeccy, odegrali rolę w tym rozwoju,
która jest koniecznością i osiągnęła szczyt w naszych czasach. Kryzys
współczesności polega na tym, że zawodzi powiązanie między sferą subiektywną i
obiektywną, bo rozum ludzki zaczął uzurpować sobie prawo dochodzenia do prawdy
i przywłaszczenia sobie pozycji boga na ziemi.
Saduceusze, pobożni żydowscy
kapłani, którzy żyli w czasach Jezusa twierdzili, że nie ma zmartwychwstania
(zob. Dz 23,8). Według tradycji wywodzili się oni od arcykapłana Sadoka, który
żył w czasach króla Salomona. Saduceusze (hebr. sadokim) byli członkami konserwatywnej warstwy kapłańskiej, która
zajmowała się głównie utrzymaniem Świątyni oraz nadzorowaniem obrzędu
rytualnego składania ofiar. Saduceusze traktowali swoją wiarę jako narzędzie
władzy. Jako stronnicy wielkiej arystokracji kapłańskiej zasiadali w Wielkiej
Radzie zwanej Senhydrynem. Tora była dla saduceuszy niezmiennie najważniejszym
autorytetem we wszystkich kwestiach, choć nie ulega wątpliwości, że powstała
ona w odległych czasach. Saduceusze odrzucali wszystkie pisma poza
Pięcioksięgiem Mojżeszowym. Tora była dla nich księgą Prawa, a także księga
nauki moralnej. Tora była niezmienna i nie mogła dawać ludziom nowych
rozwiązań. Sam Jezus zapytany przez saduceuszy o zmartwychwstanie,
odpowiedział: Czyż nie dlatego jesteście
w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej (Mk 12, 24). Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstają,
czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa „O krzaku”, jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych (Mk 12, 26-27). Jezus w rozmowie z
saduceuszami powołał się na Mojżesza, któremu Bóg ukazał się w „krzaku
gorejącym” na pustyni, w pobliżu góry Horeb. Jezus zgłębiał święte pisma, na
które często się w swojej działalności powoływał. Mojżesz rozmawiał z Bogiem
„twarzą w twarz”. Znaczy to, że Mojżesz komunikował się z Bogiem używając
języka, który jest pełen jasności i wyrazistości. W tym „Ja jestem”, wypowiedzianym przez Boga z płonącego krzaku, zawiera
się cały historyczny sens wiary biblijnej potomków Abrahama (od Izaaka).
Z saduceuszy z biegiem czasu
wyodrębniła się ortodoksyjna część Żydów, którzy na swój sposób tłumaczyli
Torę, głosząc nieśmiertelność i wieczny żywot; nazywano ich faryzeuszami. W
czasach Jezusa faryzeusze byli głównymi rywalami saduceuszy w walce o władzę
religijną. W hierarchii religijnej zajmowali wysokie stanowiska kapłańskie i
społeczne. Faryzeusze i wielu współczesnych ludzi z czasów Jezusa z Nazaretu,
miało nadzieję na zmartwychwstanie. Biorąc pod uwagę biblijną egzegezę,
faryzeusze byli, więc siłą postępową. Faryzeusze byli ugrupowaniem pobożnych
Żydów, którzy uznawali wartości także innych pism oprócz Pięcioksięgu
Mojżeszowego, jak również coraz większej liczby komentarzy do Tory opracowanych
w poprzednich wiekach. Dla nich Księgi prorockie i psalmy, a także tradycja
ustna żydowskich mędrców i teologów, miały znaczenie historiograficze w
dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Dla faryzeuszy Tora nie była niezmiennym w
czasie dokumentem, lecz żywym i zmieniającym się świadectwem Bożej Mądrości,
które mogło dawać ludziom nowe rozwiązania. To właśnie dzięki ich wysiłkom
gromadzona przez wieki tradycja ustna została w III wieku n.e spisana w postaci
Miszny, stanowiącej pierwszy i najważniejszy element żydowskiego Talmudu.
Faryzeusze byli jedną z głównych frakcji żydowskiego społeczeństwa; uważali się
za naznaczonych przez Boga obrońców Prawa w jego niezniekształconej postaci, co oczywiście nie był prawdą. Faryzejski
styl życia charakteryzujący się wysokim stopniem teologicznego wyrachowania
przyciągał szczególnie zamożnych Żydów i wytworzył teologię raczej spekulatywną
niż pozytywną. Wielu Żydów (także Jezus) uważało, że faryzeusze są hipokrytami.
Stąd właśnie wynikały napięcia między faryzeuszami a jednym z galilejskich
mieszkańców imieniem Jezus. Jezus zauważa w swoich wystąpieniach, że sam Bóg
objawi swojemu ludowi prawdę o „zmartwychwstaniu” i łączy ją ze swoją Osobą: Ja jestem zmartwychwstaniem (zob. J 11,25). To Jezus jest Tym, który
w ostatnich dniach wskrzesi tych, którzy poznają prawdę o Jego
„zmartwychwstaniu”. Nadzieja pojawia się jako wewnętrzna konsekwencja wiary w
Boga, Stwórcę całego człowieka, z duszą i ciałem. Stwórca nieba i ziemi jest
także Tym, który zachowuje wiernie przymierze z Abrahamem i jego potomstwem.
Jezus z Nazaretu mówił o wyjątkowym wydarzeniu, które ma nastąpić, „o znaku proroka
Jonasza” (Mt 12, 38-42) i (Łk 11, 29-32). Jezus często odwoływał się do Księgi
Jonasza; pytany, „Panie daj nam jakiś znak”, mówił czytajcie Księgę Jonasza. A gdy tłumy się zgromadziły, zaczął mówić: <<
To plemię jest plemieniem przewrotnym.
Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku
Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn
Człowieczy dla tego plemienia >>(Łk 11, 29-30). Nowy Testament mówi
też o „znaku w Świątyni”: A Jego ojciec i
Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do
Maryi, Matki Jego. << Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie
wielu w Izraelu i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą>> (Łk 2, 33-34). Znak, to częste biblijne
określenie cudu, które uwydatnia sens zamierzony przez Boga, istnienia w
przyszłości człowieka. Wiara w „zmartwychwstanie” według Jezusa opiera się na
wierze w Boga, który nie jest „Bogiem umarłych, lecz żywych”. „Reszta” (Izraela) u proroków
oznacza zawsze małą część narodu wybranego, która w czasie klęski zesłanej
przez Boga za karę (bałwochwalstwo) uszła powszechnej zagładzie. Ten okrutny
ewolucyjny etos, którego sens niechybnie zawiera się w modelu selekcji, a więc
w walce o przetrwanie, nie jest pocieszający dla tych, którzy przegrają. Według
przedstawionej historii Biblii, tylko „wybrani” przez Boga pozostają żywi. Bóg
i przyszłe życie człowieka istnieją zawsze łącznie w ciągłej wspólnocie i
powiązaniu. Bóg w judaizmie nie jest odległym Stwórcą, który ograniczył się do
stworzenia świata i człowieka, po czym porzucił go jako Stwórca
nieodpowiedzialny. Przeciwnie, Boga poznajemy w interakcji z Jego stworzeniami,
co ukazuje Jego Objawienie na górze Synaj (Horeb, druga nazwa biblina). Objawienie
to ma charakter Przymierza zawartego na górze Horeb przez Boga z Jego ludem. Wszystkie
pouczenia, jakie Bóg przekazał Izraelowi, zawarte są przede wszystkim w
Księgach Mojżeszowych. Bóg domaga się od swego ludu miłości wzajemnej, nie
dopuszcza do tego, by „cudzołożył”, tzn. popełniał wiarołomstwo przez oddawanie
czci cudzym bogom, gdyż cześć i miłość należy się tylko Jemu – Bogu
prawdziwemu. To zobowiązywało naród Izraelski do wierności JAHWE i stanowiło
przez to wyłączną własności Boga. Pozostali są martwi, bo służą tylko za materiał
podporządkowania zachciankom złego człowieka i do tworzenia narzędzi dla
obsesyjnych planów człowieka, które nie przyniosą szczęścia. „Bogowie”
uczynieni ludzką wyobraźnią i rękami zawsze upadają, a także ludzie, którzy ich
stworzyli. Dosięga to też tych, co w to uwierzyli i się do nich przyłączyli. Bóg
przewidział taką ludzką niedoskonałość i nieświadomość. Dewitalizacja natury
pociąga za sobą w nieunikniony sposób dehumanizację człowieka wraz z totalnym
zanikiem etosu. Zagłada stanowi wyzwanie dla wszystkich odziedziczonych prawd i
podzielanych powszechnie przekonań, jako akty ludzkiego zła, które nie dają się
obronić z punktu teologii i tradycji.
Bibliografia
I. Panic, Tajemnica
Całunu, Kraków 2010.
J. Mackey, Tradycja i zmiana w
Kościele, Warszawa 1974.
Z. Blania – Bolnar, Jak został zrobiony Całun Turyński
Z. Trepa, Całun Turyński. Fotografia Niewidzialnego? Warszawa 2004.
Z. Szczodrak, Mesjasz, Kielce 2012.
A. Palla, Całun Turyński namalowany?, Warszawa 2008.
A. Resch, Oblicze Chrystusa. Od Całunu Turyńskiego do chusty z Monoppello,
Radom 2006.
J. P. Isbouts, Wspólne Korzenie. Od Abrahama do Mahometa,
Warszawa 2009.
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydanie III, Wydawnictwo
Pallottinum, Poznań-Warszwa 1990.
5 komentarze:
Oj kolego przykro mi ale nie podales wszystkich faktow, najwyrazniej nie dopuszczasz prawdy ze to jest w istocie prawdziwe odbicie Jezusa Chrystusa oto dowody. Te dowody ze on pochodzi ze sredniowiecza zostaly moj przjacielu obalnoe juz ;) Nie trzeba szukac daleko bo jest to napisane na wikipedi... Primo W tym samym 2008 roku prof. Christopher Ramsey, kierownik wydziału Radiocarbon Accelerator Unit na Uniwersytecie w Oksfordzie, przeprowadził badania w celu ponownego ustalenia daty powstania Całunu Turyńskiego. Wyniki nie dały jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ analizy niektórych próbek wskazywały na średniowiecze, a innych na czas od I w. p.n.e. do I w. n.e. (może to sugerować zanieczyszczenie tkaniny pochodzącej z I w. n.e. poprzez późniejsze naprawy płótna) Secundo: Hipoteza zakładająca, iż autorem wizerunku na całunie jest Giotto nie tłumaczy jednak, dlaczego artysta ten na swoich dziełach przedstawiających ukrzyżowanie Chrystusa (powstałych zarówno przed, jak i po 1315 r.[1]) umiejscawia gwoździe na środku dłoni, co było zgodne z XIV-wieczną klasyczną wizją Męki Pańskiej, ale sprzeczne z prawami fizyki (gwoździe wbite w tym miejscu nie utrzymałyby ciała na krzyżu)[2]. Na całunie rana kłuta po gwoździu znajduje się w nadgarstku (a gwóźdź prawdopodobnie został przeprowadzony przez tzw. szczelinę Destota), nie na dłoni. Gdyby więc Giotto był autorem turyńskiego wizerunku, musiałby znać anatomię ludzką wystarczająco dobrze, by wbrew późnośredniowiecznej tradycji ikonograficznej umieścić uraz po gwoździu właśnie w nadgarstku. Teoria Luciano Buso nie tłumaczy więc, dlaczego w pozostałych pracach malarz lokował te rany nie tam, a na dłoniach[3].
W 2012 o całunie wypowiedział się prof. Bruno Fabbiani z Politechniki Turyńskiej (uczeń Dennisa Gabora, laureata Nagrody Nobla), który bada sprawę całunu od 1998:
„
W swojej karierze naukowej zetknąłem się tylko z dwoma przedmiotami, które nie są wytłumaczalne naukowo: Całunem Turyńskim i obrazem utrwalonym w źrenicy Matki Boskiej z Guadalupe. To dwa wizerunki, o których po dokonaniu serii badań można z całą pewnością powiedzieć, że nie zostały uczynione ludzką ręką[5].
”
Francuski chirurg Pierre Barbet skomentował również:
Szanowny Panie!
Z pewnością pozostaniemy przy swoich poglądach na temat powstania Całunu Turyńskiego. Muszę jednak Panu powiedzieć w obronie swojego poglądu, że ludzie od niepamiętnych czasów, którzy spoglądali na opowiadanie w Ewangeliach o "Zmartwychwstaniu" i "Wniebowstąpieniu" Jezusa z niereligijnego punktu widzenia, dochodzą do różnych wniosków na temat rzeczywistego przebiegu wydarzeń, bo przecież w całkowicie zmyślonych opowiadaniach rzadko dochodzi do takich zwrotów akcji. Świadomość innych ludzi, żąda od chrześcijanina zastanowienia się nad tym, co może przekazać w ramach swojej religii, a czego nie innym religiom. Dlatego moim zdaniem podkreślanie "cielesnego zmartwychwstania" Jezusa Chrystusa jest całkowitym nieporozumieniem istoty nauczania Kościoła. Filozofię tą cechuje od samego początku uderzająca nierealność, która powstała dzięki międzyosobowemu porozumiewaniu się w populacji. Według Kościoła istnieje relikt zmartwychwstania, który o tym przekonuje. Co do autorytetów naukowych na których się Pan powołuje, to z pewnością wie Pan, że są one po to, żeby podważać ich opinię i poglądy, przez logiczną argumentację.
P. S. Pisząc w swoim felietonie o "geniuszu" który mógł stworzyć odbicie na płótnie z Turynu nie miałem na myśli Giotto di Bondone (1266-1337), ale Leonardo da Vinci (1452-1519). W 1453 roku całun z Lirey stał się własnością rodziny Sabaudzkiej, która przeniosła płótno do katedry w Chamberry. Dziś wiadomo z zachowanych dokumentów, że całun z Lirey był malowidłem. Biskup Troyes, Henri de Poitiers, po wystawieniu go na widok publiczny w 1357 roku przez właściciela wszczął śledztwo, bo zachodziło podejrzenie, że całun jest nieudanym prymitywnym fałszerstwem. Henri de Poitiers stwierdził oszustwo, odnalazł artystę, który spreparował płótno i powiadomił papieża. Naiwnym nabywcą całunu z Lirey został książę Ludwik Sabaudzki, który w 1453 roku za kawałek lnianego płótna oddał zamek Varambon. Leonardo da Vinci pracował dla rodziny Sabaudzkiej i mógł być fałszerzem, który wykorzystał całun z Lirey i stworzył na nim obraz negatywny. W watykańskim muzeum znajduje się autoportret Leonardo da Vinci, który jest łudząco podobny do twarzy na całunie z Turynu. Co do Matki Boskiej z Guadalupe nie chcę się wypowiadać, ponieważ już na samym początku nie wierzę, żeby w zimie w grudniu w Meksyku zakwitły róże, a tym bardziej, żeby biskup przyjął na osobistej prywatnej audiencji biednego człowieka niespełna rozumu, który opowiadał niestworzone historie. Jak Pan widzi w tej sytuacji, każdy kij ma dwa końce.
Pozdrawiam
Zbigniew Szczodrak.
Na całym świecie ludzie rozpoznają twarz Jezusa, choć nikt go nie widział. Chrześcijanie byli w tym bardzo skuteczni, bo Jezus po śmierci miał wielu wyznawców i stał się Bogiem. Jedyną wiarygodną twarzą jest twarz z Całunu Turyńskiego. Jest to mimo wszystko twarz wirtualna.
Jan Wołek
W Kościele jest dużo słów i gestów, ale wszystko zostaje po staremu. W "Instytucji" są tylko doskonałe zamiary, a ja lubię ludzi widzących jaki ślad pominąć, a który podjąć, żeby niczego nie przegapić w Biblii. Venus 2000
Nauczanie dogmatyczne Kościoła polega na bezkrytycznym przyjmowaniu wiedzy podanej przez papieża i mechanicznym powtarzaniu ustalonych formuł podczas mszy św. Scholastyka chrześcijańska wytworzyła teorię raczej spekulacyjną niż pozytywną. Katolicy muszą poddać się woli papieża i przyjmować ustaloną przez niego religię. gdyż tylko wtedy mogą "zmartwychwstać" i wejść do "królestwa niebieskiego". Religia jest to jednak tylko teoria, hipoteza omylnego człowieka, jakim jest każdy z nas. Niezłomny heretyk
Prześlij komentarz